W dużej części ci zawodnicy są również absolwentami uczelni sportowych o profilu trenerskim. Do czego zatem potrzebny im trener? Szczególnie że najprawdopodobniej sam trener osiąga gorsze wyniki niż zawodnik. Bo trener Usaina Bolta biega wolniej niż Usain Bolt. Bo trener Michaela Phelpsa pływa wolniej niż Michael Phelps. W takim razie po co im oni? Tak naprawdę, aby powiedział dwa słowa. Aby w krytycznym momencie na treningu rzucił „jeszcze raz”. Tak. Choć trudno w to uwierzyć, to właśnie to jest jedna z głównych funkcji trenera – motywacja. Gdy już wydaje nam się, że nie mamy siły, że właśnie daliśmy z siebie wszystko, przychodzi trener, mówi „jeszcze raz”… i jakimś magicznym sposobem udaje się zrobić jeszcze jedno powtórzenie, jeszcze jedno okrążenie.
Jak sprawa wygląda w przypadku sportowców amatorów? Od jakiegoś czasu ewidentnie widać zmianę zachowań Polaków. Dynamicznie rozwijająca się moda na sport sprawia, że prawie każdy z nas ma pośród swoich znajomych osoby, które biegają, chodzą na fitness lub siłownię, czy angażują się w inną aktywność sportową. Część osób podchodzi do swojej pasji, swojej sportowej „zajawki” na spokojnie. Jednak bardzo szybko i intensywnie rozwija się kategoria osób, które nazywamy „profesjonalnymi amatorami”.
To osoby, które nie trenują dla przyjemności uprawiania sportu, ale dla przyjemności wygrywania. Wygrywania ze sobą, ze swoimi słabościami czy – coraz częściej – z innymi zawodnikami. To osoby, które biorą udział w zawodach z jednym celem – aby zwyciężyć. To osoby, które sięgają po wszelkie wsparcie dotyczące planowania oraz realizacji treningów i często zwracają się o pomoc do profesjonalnych trenerów.